Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyższe towarzystwo nazywało się katolickiem, lecz było niem powierzchowne tylko i póty, póki religja życiu nie zawadzała.
Po wsiach zato, w szlacheckich dworach tradycyjna tolerancja dla drugich łączyła się z największą gorliwością religijną dla siebie. Przywiązanie do wiary gorące było i wielkie. Ze wsi to pani starościna krakowska, pani kasztelanowa połaniecka przywiozły pobożność do Warszawy, nie poświęciwszy jej obyczajowi miejskiemu.
U nich mszy słuchano codzień, poszczono piątki, suche dni i wigilje, ale w pałacu Pod blachą, Na górze, w większej części innych eleganckich domów wielkie się tylko obchodziły święta.
Szambelan sam pobożny był raczej z nałogu niż z ducha, córka jego, wychowana przez sfrancuziałą Czeżewską, od niej się religijności nauczyć nie mogła. Zdziwił się więc niepomału szambelan nagłemu przebudzeniu tego uczucia w dziecku, gdy dawniej go nie postrzegał.
Od wczora już niespokojny, poparzył się kawą, wdział co prędzej futerko i sam też pobiegł do Kapucynów.
Tu ranne msze już się dawno odprawiały, msze ubogich, biednych, pobożnych. Ławki stały puste, cisza uroczysta, po kątkach klęczały tu i ówdzie zakwefione niewiasty. Przed dwoma ołtarzami razem msze księża odprawiali.
Szambelan, wszedłszy, oczyma poszukał córki, z początku jej nigdzie dostrzec nie mogąc.
Chciał ją widzieć, nie będąc widzianym, przesunął się popod ścianami ostrożnie i po chwili dopiero zobaczył, a raczej przeczuł Sylwję w kobiecie, która napół klęczała, wpół siedziała na ziemi, z rękam i spuszczonemi, z głową na piersi zwieszoną.
Cała czarną okryta zasłoną, zdala wydawała się jak śliczny posąg na grobowcu. Nieruchoma, pogrążona w sobie, klęczała tak u stóp księdza, który mszę od-