Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
II.

Pokutyński za odchodzącym przyjacielem powiódł oczyma przymrużonemi, uśmieszek mu się przesunął po bladych ustach, zwolna wyciągnął rękę ku swemu szalowi tureckiemu jakby w zamiarze zawiązania go znowu, gdy drzwi otwarły się szeroko i Burzymowski z twarzą rozpromienioną i triumfującą wprowadził swą jedynaczkę, za którą tuż szła pani wojska Czeżewska, towarzyszka jej i krewna, pospolicie ciocią dla krótkości nazywana, chociaż, ściśle wziąwszy, do tytułu tego żadnego prawa nie miała.
Pokutyński, chociaż wcale już młodym nie był człowiekiem, galantem jednak dla dam być nie przestał, a choćby nim i nie był, zjawienie się istoty tak ślicznej, jak panna Sylwja, musiało na nim i na każdym najostyglejszym uczynić pewne wrażenie.
Nie zbywało naówczas Warszawie na znakomitych pięknościach niewieścich, — na których nie brak jej nigdy; pań i panien cudnie urodziwych było mnóstwo, począwszy od księżniczki Anieli Radziwiłłówny i panny Teresy Kickiej (w której kochał się książę Adam Czartoryski), Laury Potockiej i wielu a wielu innych, aż do niemłodej już, ale zawsze jeszcze uroczo pięknej, niegdyś przez Trębeckiego opiewanej Kossowskiej.
Pomimo nawyknienia do widoku tych promieniejących obliczy, Pokutyński uznał w duchu, że panna Sylwja Burzymowska mogła śmiało stanąć w ich kole, i bodaj o lepszą walczyć z niemi. Spojrzał na nią, gdy zasłonę i chustkę zdejmowała z dziecinną, naiwną zalotnością zbliżając się ku niemu, i — prawie osłupiał.
Spodziewał się nieszpetnej sobie, wiejskiej, rumianej, zdrowej i wesołej dzieweczki z okrągłą twarzyczką ojcowską, ale nie takiego cudu!
Panna Sylwestra, którą matka jeszcze eufonicznie na Sylwję przechrzciła, bo imiona romantycznie piękno brzmiące były naówczas w modzie — miała wszystkie warunki wymagane od niewieściej piękności; — wzrost, kibić zręczną i gibką, wdzięk naturalny ru-