Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

towarzystwa nie należeli, pocieszali się tem, że na dowcipnych pisali nie zawsze dowcipne paszkwile.
Przybrały one formę, która się łatwo przyjęła, bo była dogodną. Tak jak za sejmu czteroletniego składano tysiącami zagadek, na wszystkie znakomitości ówczesne — tak teraz tworzono z nich — katalogi.
Były to spisy osób, z rozmaitemi przyczepionemi do nich, często nadzwyczaj złośliwemi dodatkami.
Katalogów takich rozmaitych obiegała w rękopismach po świecie moc wielka. Niektóre z nich przez usłużne ręce dostawały się do osób umieszczonych w nich, obudzały gniewy, domysły, wywoływały często zemstę.
Autorów tych świstków dojść było trudno. Rzucił ktoś słówko, ktoś inny do niego drugie uczepił — było to dzieło zbiorowe opinji publicznej, czyli, jak się wyrażano po pałacach — opinji ulicznej, a często i zemsty prywatnej.
Jednego dnia takie biuro dowcipu miało zasiadać Pod blachą.
Wszystkie panie i wszyscy panowie, należący do towarzystwa, stawili się do tego popisu i zapasów. Osób było mnóstwo. Wielki stół największego salonu obsiadły najpiękniejsze damy, za których krzesłami postawali adjutanci ich i wielbiciele.
Ci, co tu miejsca nie znaleźli, i te, co do dowcipu pretensji nie miały dnia tego, przechadzali się, cicho i ostrożnie stąpając po pokojach.
Książę Józef należał do tych, co siedzieć nie lubili i nie umieli. Najczęściej przechadzał się, stając niekiedy na rozmowę z jedną z pań lub przyjaciół, nigdy prawie nie zatrzymując się długo przy jednej osobie.
Tego dnia zdawał się niespokojniejszym jeszcze niż zwykle, zaglądał często do pierwszego pokoju, jakby kogoś wyglądał albo się spodziewał, przechadzał się nieopodal ode drzwi i odwołać od nich nie dawał.
Nareszcie przez nawpół uchylone podwoje spostrzegł suknię czarną z wstęgami ponsowemi i wybiegł.