Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc o pojedynku nic nie wie? — zapytał Pepi.
— O nim wie, ale przyczyny jego się nie domyśla ani ojciec, ani ona. Szambelan wymyślił sobie i najmocniej jest o tem przekonany, że Grabski się bił za jakąś dziewczynę.
— To doskonale! — zawołał książę. — Stary jest nieoszacowany! Grabski, znam go, est un trop galant homme, żeby się jej miał przyznać do prawdy... Byle która z łaskawych przyjaciółek się nie wypaplała.
Jutka złożyła ręce na piersiach.
— M. książę! — odparła — ja tylko za siebie ręczę!
Pepi zwrócił się ku drzwiom i wziął za klamkę.
— Tysiąc podziękowań — rzekł — i dobranoc.
Majorowa podbiegła ku niemu.
— O mężu, o mężu niech książę myśli, to najpilniejsze... Ja...
Chciała coś mówić jeszcze, ale nim dokończyła, księcia już nie było. Oddalił się szybko.
— Tacy oni są wszyscy! — westchnęła. — Rozpoczną romans, nie myśląc o następstwach, a potem, gdy biedne stworzenie oszaleje z miłości dla nich, cofają się, mówiąc o sumieniu!
I pięść złożoną wyciągnąwszy ku drzwiom, któremi książę wyszedł, dodała pocichu:
Minotaury!...

KONIEC TOMU DRUGIEGO