Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rana Grabskiego była nierównie groźniejszą, gdyż nogę miał przestrzeloną, krew uchodziła silnie i można się było lękać, czy arterja nie została przerwaną.
O lekarzu zapomnieli jakoś wszyscy, lecz dwaj starzy wojskowi rzucili się natychmiast do bandażowania.
Rzecz była szczęśliwie skończoną, pozostawało podanie sobie rąk, lecz Grabski pod pozorem, iż miał ją zbroczoną, skłonił się tylko zdaleka, nic nie mówiąc.
Koszycki i Kwiński krzątali się około rannego razem z jego sekundantami, mimowoli podziwiając jego męstwo i żelazną wytrwałość, bo, mimo wielkiego cierpienia, nie wydał głosu.
Mrok już padał, gdy jeden z wojskowych pobiegł po powóz, zostawiony w alejach i sprowadził go pod szopę.
Trawka, który się ciągle za bok porażony trzymał, bo jak powiadał Kwiński, kiełbasa mu na nim narosła, pozostał ze swymi, a Grabski do domu odjechał.
Dnia tego i na Miodowej ulicy chodzili wszyscy zakłopotani i strwożeni. Sylwja, która, powróciwszy z kasyna, czuła się niedobrze, z gorączką położyła się do łóżka, a w nocy musiano wezwać doktora.
Szambelan, który, przyśpiewując, powracał do domu, o mało nie padł rażony apopleksją, gdy się o słabości córki dowiedział.
Chciał zaraz zwołać wszystkich z całego miasta doktorów.
Pobiegł do łóżka córki, która go się starała uspokoić, i na jednym lekarzu Francuzie się skończyło. Burzymowski tylko spać się już nie kładł.
Całą noc, co chwila się zrywając, przedrzemał w krzesełku. Nazajutrz, chociaż zaręczano, że nie było najmniejszego niebezpieczeństwa, Sylwja jednak z łóżka wstać nie mogła.
Nakazano spoczynek...
Czeżewska niezmiernie czynna, kręciła się, rozkazywała i była w swoim żywiole, gdyż mogła się rozporządzać i słuchać jej musiano.
Napisała zaraz z rana do majorowej, donosząc o wypadku, a szambelan chciał posłać po Micia, który mu