Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Książę — poczęła jej szeptać na ucho — ma najlepsze serce w świecie, ale jest trochę sukcesami zepsuty. Gdybyś go naprawdę ujarzmić potrafiła — co za świetne zwycięstwo! Jakkolwiek dobrze już przeszedł za trzydziestkę, co to znaczy dla mężczyzny!
Dla mnie on zawsze jest ideałem rycerza — d’un chevalier, to Bayard nasz!
Długo tak paplała piękna Jutka, a to, co się z jej ustek sypało, niedobrze się jedno drugiego trzymało. Sylwja odpowiadała zaledwie półsłówkami, słuchała tego gwaru, napawała się nim, ogarniało ją jakieś upojenie, poza które dalej w przyszłość ani śmiała, ni chciała zaglądać.
Wśród tej żywej rozmowy długo do słowa nie mogąca przyjść Czeżewska naostatek odciągnęła majorową ku sobie i żywo jej coś do ucha sypać poczęła.
— A! — głośno odezwała się Habąkowska — dosyć spojrzeć na tego kochanego szambelana, aby go poznać i ocenić. Mój Boże! któryż ojciec jest innym? Żaden z nich nie rozumie młodości, każdyby na nią rad żelazne włożyć pęta. Czas później będzie pomyśleć o jakichś serjo postanowieniach.
W jej wieku — to mówiąc, wskazała na Sylwję — trzeba się bawić! kochać! bardzo kochać! Nie trwożyć się żadną przyszłością! Ona nigdy do nas nie należy, a te dni jasne i młode to cały skarb nasz!
— A! tak! tak! — mimowolnie uniesiona potwierdziła Czeżewska — to jest najrozumniejsza życia zasada! Później przychodzą nieuchronne dni smutnych rozmyślań, wspomnień, rachuby! Młodość jest tylko jedna!
— A miłość! sentyment — przerwała z zapałem majorowa — jest jedyną, co daje choć chwilkę szczęścia na ziemi.
Takiemi to przedziwnemi zasadami, zaczerpniętemi z własnego doświadczenia, karmiły Sylwję dwie jej nauczycielki. Pierwszy raz, pod wpływem otwartości pani Habąkowskiej, i wojska się ośmieliła tak jawnie wystąpić z teorją życia, której Sylwja dotąd z półsłó-