Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tłumaczył to sobie tem, że tylko co powróciwszy, panie się jeszcze z wielkich toalet rozbierać musiały.
Zybek, jak zwykle, dla lepszego przypatrywania się miastu stał we drzwiach. Zobaczywszy go zdala, niespokojny trochę Burzymowski zawołał:
— Zybek! dawno panienka powróciła?
— A! panienkiż niema! — odparł chłopak — musić w tyatrze, czy co.
— Jakto niema? trutniu jakiś! jakto niema! Musiałeś, ty jucho, latać i prześlepiłeś, gdy wróciły — zawołał gniewnie szambelan.
— Ani krokiem nie ruszałem się od tego progu, — odpowiedział Zybek — toć oczy mam, widziałbym.
Z wielkim pośpiechem i rosnącym niepokojem wprost na górę popędził stary i wpadł do garderoby, gdzie służąca ze wsi i służąca z miasta wzięta, w towarzystwie jakiegoś eleganta z ogromnemi pseudokoralowemi dewizkami na żołądku, zabawiały się wesołą konwersacją.
— Panienka powróciła? — zahuczał głos szambelana.
Towarzystwo niezmiernie zmieszane — pierzchnęło na widok tej twarzy meduzy we drzwiach, a jedna z panien odpowiedziała, głos odzyskawszy.
— Panienki niema! Pan nas tak nastraszył!
Burzymowski drzwi nawet nie zamknąwszy, w rozpaczy się stoczył na dół do oczekującego nań Grabskiego.
— Patrzajże! patrzaj! — począł jeszcze na wschodach. — Bodajby cię z proroctwem twojem, a mnie z mojem bałamuctwem wszakci — ich niema!
Co to może być!!
Weszli na dół do stancyjek, w których Zybek już był świecę zapalił i, znając obyczaj pański, gotował się go z kosztownych szat rozbierać.
Łaska to Boża była dla szambelana, że jedno zmartwienie drugiego mu postrzec nie dało. Buty! owe paradne buty pooblewane były i srodze zabłocone, czapka pognieciona straciła cały swój urok dziewiczy, a na pa-