Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z kamei greckiej zdjętego i dodawały rysom twarzy szlachetnego, klasycznego wyrazu.
Suknia jasna, śliczne koronki, łańcuszek złoty wenecki na szyi, u boku zegareczek z emalją kameryzowany, na ręku biały szal turecki, jak do portretu ją ubierały.
Nad wszystko jednak ubierała ją młodość i te dziewicze kształty posągowe, które ówczesny strój uwydatniał, a żadna sztuka naśladować nie mogła.
Tuż za nią pani wojska Czeżewska z minką ściągniętą, zesznurowaną, d’une vraie précieuse ridicule, z oczkami przymrużonemi, sentymentalna, jak niewinna srogich losów ofiara szła, panosząc się sobą, aby ją, uchowaj Boże, o plebejuszostwo nie posądzono. Nakładła tego dnia na siebie co tylko mogła, i kokardami, fontaziami, wstążkami, fiokami, pstrocizną uczyniła się jak najdoskonalej śmieszną.
Była to żywa karykatura paryska, ale ona jedna wcale tego widzieć nie chciała.
Za nią przesuwała się żwawo, zamaszysto, strojna z prawdziwą dobrego tonu choć trochę jaskrawą elegancją, majorowa, wesoła, trzpiocząca się — łająca jednych, drugim coś poszeptująca na ucho, popychając, śmiejąc się, dowcipując, dając znaki oddalonym, wszystkim znajoma, miła, a tak pewna siebie, jakby tu była niezbędnem kółkiem w machinie.
Nim do miejsc dla siebie przeznaczonych doszły, miała zręczność mówić po francusku, po polsku, po włosku, zdaje się nawet po niemiecku, bo rodzina Hoymów zajmowała też miejsce w krzesłach.
Oczy wszystkich, a szczególnie mężczyzn młodych i starych, zwracały się na piękną nieznajomą, na Sylwję. Panie, którym przybywała rywalka, mierzyły ją od stóp do głów, w tym żywym, ślicznym posągu szukając plamki, rysu, czegoś, coby było wadą, coby psuło harmonję całości, coby pierworodnej zmazy ludzkiej było piętnem.
Z niepokojem trudnym do odmalowania wlepiały wzrok w twarzyczkę jej, wyraz i charakter chcąc zba-