Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

być nie może, wyrugują cię stąd. Jeśli ci tu dobrze, używaj reszty życia, nie myśl o niczem więcej.
— Naówczas i żyćby już nie warto — odezwał się Pepi. — Z tobą ja mówię poufnie z duszy w duszę, mój Ludwiku, zresztą któżby się z życia domyślił, że ja codzień na tę szablę patrzę, że mi drży ręka, serce do niej bije i łzy się kręcą. Przypatrz się życiu memu, to doskonały parawan na zasłonięcie tych marzeń, których nikt nie ma ani najmniejszego pojęcia. Widzą mnie zajętego kobietami, końmi, swawolnego, pustego, otoczonego ludźmi dobranymi umyślnie tak, aby dwór mówił za pana; jakże chcesz, by mnie o coś posądzać mogli?
Tego ja chcę — zamydlam im oczy, ściskam ich, kłaniam się, jesteśmy z nimi w najpiękniejszej zgodzie — a — słuchaj! — dodał silnie książę — słowo ci daję na to, że tą szablą tłuc ich będę!
De Ligne ruszył ramionami.
— Dużo w tobie Polaka zostało! — rzekł. — Sądziłem, że jesteś wyleczony i z polonizmu, i z heroizmu, żeś sobie wyperswadował sławę bohaterów.
— Nie! zaprawdę nie! — wykrzyknął książę. — Wiele rzeczy mi się w życiu wyśniło i z przepowiedni sprawdziło, jestem pewny, że mi Pan Bóg da nie inaczej ginąć, jak z żelazem w ręku i po żołniersku.
Towarzysz podniósł się nieco, patrzał na mówiącego i śmiał się.
— Z marzeniami mając do czynienia — rzekł, — abdykuję; nie mogę się bić z widmami. Przyznam ci się jednak, iż rzeczywiście za tak młodego i poetycznego cię nie miałem, ani za takiego dyplomatę. Que diable zdaje ci się, że potomków wielkiego Fryderyka w pole potrafisz wyprowadzić i że oni ci się oszukać dadzą.
Książę wąsa pokręcił.
— Nie oszukuję ich — odparł — jestem spokojny i trzpioczę się. Tłumię w sobie uczucia, z któremiby popisywać się nie w czas było. — Zdziwią się trochę, gdy sybaryta siądzie na koń.
Skończył uśmiechem.
— O tyle o ile tu widziałem i słyszałem co się koło