Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuszną, uczyniłem ślub uroczysty unikać wszystkiego, coby dało się rozrosnąć namiętności, i naraziło mnie później na godne śmiechu w moim wieku i położeniu cierpienie.
Zdaje się tedy, że tak zbrojny, śmiało już dalej iść mogłem. Wprawdzie najbezpieczniej było uciec, znaleźć powód do usunięcia się, i nie iść w ogień niepotrzebnie; ale tu właśnie rodząca się słabość zawiodła mnie, wystawiając bój daleko łatwiejszym niż był w istocie, gdy w tej ochocie do walki tkwił zaród nieposzlakowanego przezemnie, ale już silnego uczucia.
Na kilka dni przed wyjazdem z miasta, ledwie mogłem widywać hrabinę przy stole i na krótko wśród dnia, tak była nieustannie porywaną, otoczoną, oblężoną przez swych czcicieli i ciągle zajęta nimi. Nie mogłem się jednak skarżyć, by mię lekceważyła i odpychała: owszem, ilekroć spotkaliśmy się, jej słowa, uśmiech, uprzejmość, nowe na mnie kładły więzy. Kilka razy po cichu skarżyła się przedemną na tłum i wrzawę, które ją otaczały.
— Nie uwierzysz pan, jak mnie to męczy, — mówiła cicho, — jak to wszystko czcze, śmieszne i nienasycające serca, ale my w naszem położeniu jesteśmy niewolnikami świata i stosunków towarzyskich, drzwi zamknąć niepodobna. Cieszę się tem, że na wsi będziemy swobodniejsi, i pan lepiej mnie poznasz, a zyskam pewnie w jego umyśle, gdy nam pozwolą się zbliżyć.
Nie kryłem przed nią, że tego świata ani polubić ani szanować nie mogłem, a ona gorąco dzieliła moje przekonanie. Czynem jednak wcale się to nie dowodziło: biegła za nim i gorączkowo mięszała się do tłumu. Coraz mniej ją rozumiałem.
— Nie wspomniałem ci jeszcze, — dodał Wojtek, — o drugiej osobie w tym domu znajdującej się, która dla mnie ważną grała rolę, choć zaledwie była postrzeżoną.
Była to jakaś daleka krewna hrabiego, sierota uboga, (bo wszystkim się trafia mieć krewnych w bie-