Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie odrzucam i tego, byle kochanie przy tem by
— Konkuruj asindziej o zmroku... rzekł Strukczaszyc.
— Kiedy oczy mam kocie, uśmiechnął się Krzyski; ale rzekłszy to począł Zabłockiemu ręce ściskać, dusić i całować go po ramionach, dziękując za przyjaźń. Znać wśród tych czułości na ucho mu Strukczaszyc szepnął. No, a panna Zoryna... toć to już choć na królewskie pokoje.
Krzyski to posłyszawszy, taką minę zrobił, że chyba jej opisać nie potrafię. Wyrażała ona, że chciałby i nie śmiał, że wysokie progi na jego nogi... że o tem nie ma co i mówić.
Zabłocki go tedy pod rękę wziął i uprowadził i ugadywał przeszło pół godziny z nim się wodząc... a szeptał mu coś, a radził, aż gdy się rozstawali ujrzałem na twarzy Krzyskiego, iż go Strukczaszyc bodaj opętał. Poszedł zamyślony, zadumany, niezważając na ludzi... Znać ważąc co mu ten w uszy nakładł...
Nazajutrz była reprezentacja w teatrum, z baletem... książę Jegomość w swej loży siedział, dokoła dwór i cała płeć niewieścia.
Że z familii książęcej nikogo nie było, panna Zoryna Piskulska niemal pierwsze miejsce zajmowała. Przyszła wystrojona ślicznie, co u niej nie nowiną było, siadła wyprostowana, a że w sali nieco było gorąco, poczęła się wachlować. Już to darmo powiedziano, iż charakter niewiasty poznać najłatwiej z tego jak się z wachlarzem obchodzić umie... bo wachlarzem gada, śmieje się, gniewa, zaleca, wabi... i dokazuje co zechce. W rękach panny Zoryny ów kawałek skrobanego drewna z papierem malowanym chodził jako żywy. Umiała się nim zakryć, z nim pieścić, przysłonić twarz, aby oczy tylko raniły, wzrok natrętny odepchnąć, aktorom okazać ukontentowanie lub obojętność, a z onej gry wachlarza jużby w niej każdy mógł poznać, że niepospolitą była kobietą.
Wszyscy też tego dnia, nie wyjmując i księcia, poglądali na nią, bo się królewsko piękną wydawała.