Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A mogłaż być uczciwsza i niewinniejsza nad prowadzącą do ołtarza dwie istoty wyraźnie stworzone dla siebie!
Gdy po trzydniowej wycieczce pani Neida powróciła do domu, tak była zmęczoną, że padłszy na kanapkę, dobrą chwilę mężowi czekać kazała na sprawozdanie.
— Pierwsza rzecz! zawołała odzyskawszy siły — potrzeba plac oczyścić! Już tam ta Sainte Nitouche ze swą Ninką zarzuciła sieci.
— Kto? co?
— Szamotulska!... Ale tak! tak jest — mówiła terkocząc jak młynek p. Neida. — Wiem wszystko! Intrygę poprowadziła nader zręcznie. Wystaw sobie, że niby miała Szelchów sprzedać... zwabiła tem hrabiego Augusta. Wiedząc o dniu przybycia, panienka w toalecie pełnej prostoty wyszła z książeczką w pole. Spotkanie!! Hrabia pomógł do przebycia rowu. Znajomość i stosunki... Szelchowa już nie sprzedają, ale mama z córunią mało nie codzień w Augustówce i hr. August, jeżeli nie zajęty, to rozmarzony.
— Ale gdzież ta Nina, cudak jakiś chodzący po chłopskich chatach dla oryginalności, podobna do prostej wiejskiej dziewczyny, ni z pierza ni z mięsa może wytrzymać porównanie z Bertą złotowłosą?
Między małżonkami żywa rozpoczęła się rozprawa o różnych powabach niewieścich, gustach i t. p. Pani Neida stała przy swojem, iż koniecznie trzeba było matkę hr. Augusta rozczarować co do Szamotulskich. Tak się to zwało w jej języku. Trudność była w tem, że pani Szamotulskiej nic zarzucić nie było