Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szpakowaty, słusznego wzrostu, atletycznej postawy, w którym poznać było łatwo sportsmana.
Ten był bardzo dobrego szlacheckiego, starego rodu a tytułu hrabiego używał tylko za granicą — na biletach zaś wizytowych perły rysować kazał — lecz hrabstwo przemilczał. Konie i psy były jego namiętnością, karty wytchnieniem po pracy na łowach i biegach. Zwano go Toni.
Sekundantem w pojedynkach bywał chętnie. Mówił kilku językami doskonale a czytywał najczęściej francuzkie romanse i gazety. Na wyżywienie ducha całkowicie mu to starczyło.
Majątek miał zadłużony, lecz cudem jakimś opędzał się wierzycielom.
Co do zasad, otwarcie Toni należał do obozu zachowawczego, liczył się doń, stawał z nim, nie sprzeniewierzył mu się jawnie, jednakże miał pewne słabostki.
Z ludźmi zasad zupełnie przeciwnych, gdy szło o karty, o konie i psy, gotów był nie tylko przestawać — ale prawie się kumać.
Rzucało to cień na niego.
Mówił i kłaniał się takim, od których inni uciekali.
Mitra, książę, nie tutejszy był, przez zaślubienie bogatej dziedziczki do arystokracyi tutejszej się wcielił. Ten co do powierzchowności stanowił wyjątek.
Chuderlawy, nie piękny, mały, rysów nie miłych, w których pańską była tylko pogarda jakaś, kwas, duma i sztywność: obracał się, chodził, podnosił ręce, jak lalka drewniana, za którą ktoś sznurki