Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ponieważ służba cała z powozem i końmi odeszła ku dworowi, zostali więc na przechadzce tej sami i mogli mówić otwarcie.
— Muszę stryjów przeprosić — odezwał się po pierwszych zamienionych kilku słowach August. — Gotuję im małą niespodziankę!
Zdumieli się trochę oba panowie.
— Nie wiedzieliście, że jedziecie na wesele — dodał, śmiejąc się. — ale chciałem, aby ono do ostatniej chwili było dla ludzi tajemnicą...
Stryjowie pobledli nieco.
— Małżeństwo jest ze wszech miar przyzwoite — dodał. — Panna wychowana starannie, skromna i zacna, miałem czas dobrze ją poznać i matkę. Imię stare szlacheckie a niegdyś pańskie.
— Jakto? żenisz się z Szamotulską? — podchwycił karciarz.
— A zkądże to nazwisko wiedzieć możecie? — zapytał August.
— Słyszeliśmy je już — rzekł drugi poważnie. — Naturalnie, jeżeli wybór jest już nieodwołalny, nic nam nie pozostaje prócz powinszować ci go — ale —
— Nie ma ale! żadnego ale — przerwał August. — Jest to wybór zarazem serca i rozsądku...
Jako najlepszy dowód zacności mej przyszłej, powiem wam to, że na klęczkach błagać ją i matkę musiałem, aby się na małżeństwo zgodziły. Panna wyznała mi, że mnie kocha, a lękała się, aby ją nie posądzano o interesowność...
Hrabiowie się uśmiechali, karciarz pomyślał, że komedya była dobrze odegrana, August na wrażenie