Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił wyśmienicie, ożywiał towarzystwo i sam czując, jak mu się to szczęśliwie wiodło — wrócił do dobrego humoru, który był utracił.
Znawca w rzeczach stołu i jadła, nawykły również do dobrego wina, znalazł kucharza hrabiego klasycznym (tak się wyrażał) — piwnicę znakomitą. Nie było w niczem ani zbytku ani wyszukania, ale to, co podawano, było starannie zdrowo i smacznie zrobione. Kuchnia miała charakter staropolski, umiarkowany. Wybredny panek, słysząc o skąpstwie, i takiej się nie spodziewał — obiad był dlań wcale przyjemną niespodzianką i przyłożył się także do obudzenia lepszej myśli.
Ponieważ cygar nie palono w salonie hrabiny, po czarnej kawie przeszli panowie do bocznego pokoju, gdzie Zenio pod wpływem obiadowych wrażeń spodziewał się, podniósłszy znowu kwestyę stowarzyszenia, wymódz na hrabi nie tak ostro obwarunkowane współuczestnictwo.
Był w werwie i dla pospolitych ludzi to, co gorąco i serdecznie umiał przedstawić, starczyłoby do pociągnięcia ich za sobą. Hrabia słuchał z zajęciem, uśmiechał się, lecz gdy zarumieniony, rozweselony, prawie pewien tryumfu Zenio zwrócił się doń, oczekując ostatecznego wyroku, August ścisnął dłoń jego z równie wesołą twarzą i rzekł:
— Szanowny hrabio, jesteś wymownym rzecznikiem sprawy, która ci się zdaje dobrą — ale ja — jestem nieznośnie uparty... Zachwycony świetną wymową, niestety — przekonany nie jestem!...
Zenio ostygł nagle, wyczerpał już wszystkie argumenta.