Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

złem ofiarnym. Ale rozbijał się najpiękniejszy plan, wymykało z rąk wszystko, jeżeli kapitału zabraknąć miało. Wyczerpano resztki ofiarności ludzi jeszcze nie zupełnie zrujnowanych a mających kredyt.
Zenio z heroizmem obywatelskim oświadczył się, że pojedzie.
Przytomnym będąc na wszystkich naradach, przy których kwestyą roztrząsano, miał zręczność nazbierać argumentów, jakichby sam z siebie nie stworzył. Zbrojny niemi, choć nie bez pewnej trwogi, zajechał jednego dnia wczesnej wiosny przed ganek pałacu tej Augustówki, o której życiu takie dziwy opowiadano.
Hrabina Marya właśnie wracała od probostwa i szkółki, książkę nabożną trzymając w ręku, gdy Zenio wysiadał. Pozostała chwilę, nie zbliżając się do ganku, bo nie była mu znajomą: kamerdyner wprowadził gościa do pokojów młodego pana.
Przybyły znalazł je, jak mu opisywano, przesadnie skromnemi, bez najmniejszego przepychu urządzonemi — ale z wielkim smakiem i prostotą wdzięczną, a książek i papierów, obrazów i albumów zdało mu się nadto, choć do tego był przygotowany.
Hrabia August witał uprzejmie i bez najmniejszego śladu urazy jakiejś w twarzy rozpogodzonej.
Powód przybycia był dlań łatwym do odgadnienia, bo wiedział z dzienników, co się zapowiadało i najmocniej zaprzątało umysły.
Hr. Zenio miał też na sercu, ażeby się nie wydawać natrętnym gościem, i natychmiast o interesie napomknął.