Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak się inne zwijały, wzięła za serce mocno cześnikowicza, kilka razy popatrzał na nią, nie unikała i teraz spojrzenia, owszem śmiało odpowiadała na nie, lecz gdy inne miały w oczach swawolę i zalotność przedwczesną, podstolanka taka była przy tem poważna, jakby do każdej swej czynności niezmierną wagę przywiązywała.
Wyrzykowski puszczał się śmiało w skoki, bo Francuz go osobno był wyuczył figur i kroków, lecz że niezgrabny był, długi, a strój polski nie bardzo się do franczkich krygów nadawał, śmiano się z chłopca, który wesołość tę za dobrą monetę przyjmował.
Uznojony stawał potem w kącie, dobywał chusty ogromnej i ocierał czoło pracowicie, zwycięzko oglądając się dokoła.
Przy podwieczorku, który potem nastąpił, panna Sieniawska znalazła się niedaleko od pana Felicjana, jakby się jego oczom chciała nastręczyć, co go mocno konfundowało. Dziewczę w ten sposób brawowało swe koleżanki, szczególniej Tymanównę. Gra ta zdawała się niewinną, Sobek jednakże rozmarzał się, a i ona sama, nie wiedząc co czyniła, poczęła znajdować narzuconego jej kawalera najprzystojniejszym i najprzyzwoitszym ze wszystkich.
Nikt na to nie zważał, oprócz panny Tymanówny, nad wiek swój bystrej i złośliwej.
Znalazła ona sposób zbliżenia się do pana Felicjana choć zupełnie mu nieznajoma, szepnęła:
— Niech pan się w Anusi nie kocha, bo ona ma być mniszką. Ja — to nie!!
I uciekła.