Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bek do kościoła, pamiętny przysłowia: „Dla mszy nie opuścisz drogi, a dla jałmużny nie będziesz ubogi.“
Że koni nie poochwacał, była szczególna jakaś łaska Boża, bo ich nie szczędzono. Dziesięć dobrych mil drogi ubiegły tego dnia do wieczoru, i jeszcze tegoż dnia miał pan Felicjan szczęście upaść do nóg księżnie kanclerzynie, która, acz na małżeństwo na instancję pana podskarbiego się zgodziła, naukę kawalerowi dać nie omieszkała surową.
Fleming, chcąc być wspaniałomyślnym, ponieważ w Trzcieńcu domu mieszkalnego nie było, puszczał dzierżawą Kaplonosy, gdzie się łatwiej mógł Sobek urządzić.
Tak się w sposób cudowny, zaprawdę ta historja pana na cztech chłopach skończyła, ku wielkiej radości pani wojewodzicowej ruskiej, która, choć sama do uszczęśliwienia swej przyjaciółki przyczynić się nie mogła — nie miała na to czasu, ni sposobności przy miodowych miesiącach — lecz przyklaskiwała miłości stałej dwojga kochanków, których zwała uśmiechając się: parą turkawek z nad Buga.
Ks. kanclerzyna, ażeby nie okazać złego humoru i żalu do wychowanki, wyposażyła ją ze wszech miar po pańsku, i wyprawę dała wspaniałą.
Sobek natychmiast objąwszy Kaplonosy, folwark drewniany tak oczyścił, ubielił, umył i ustroił, iż go prawie pięknym uczynić potrafił. Dzierżawa to wprawdzie była tylko i należało o tem pamiętać, że lada kaprys Fleminga wyrzucić z niej może, musiał więc zarazem myśleć o tem Sobek, aby w Trzcieńcu ze dworem coś zrobić.
Jakkolwiek ruder tych żal mu było, gdy jeden