Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pisarza w swoim majątku, pojedziesz jutro w Krakowskie. To mówiąc zawróciła się skinęła główką i wyszła.
Co myślała? Bóg to wie jeden, a nawet czy myślała i to pytanie; odpowiedziała co jéj na myśl przyszło i sądziła, że się chłopca pozbędzie. O to jéj teraz chodziło. Wiedziała bardzo dobrze, że był synem jéj siostry, ale dla téj biednéj nie miała serca, dla sieroty nie czuła przywiązania, znudził ją wreście. Znalazła sposób pozbyć się go i jeszcze mogąc za to wymagać wdzięczności.
Tegoż wieczora Starosta Janka mianował pisarzem, dano mu konia, i instrukcją, do Rządzcy dóbr list, kilka talarów na drogę i nazajutrz rano Janek pożegnać musiał Warszawę. Za całą spuściznę z niéj wywiózł głębokie zepsucie, silne postanowienie wzniesienia się jakiemikolwiek sposoby, bo sumienie nie rozwinione w nim spało, i pół krzyżyka na piersiach z papierami, świadczącemi o pochodzeniu sierocém.
Choć mu towarzyszyła nadzieja, Janek jechał smutny; chęć wzniesienia się, na którą dobrego w języku wyrazu niemamy, którą ambicją u nas zwano z obcego języka, bo pierwiastkowy byt słowiański nie znał téj namiętności, a jego ustawy rozwinieniu jéj sprzeciwiały się. Ambicja gryzła Janka, każda namiętność jest męczarnią, ale żadna od téj sroższą! Nigdy téj żądzy zaspokoić, nigdy uśpić, nigdy kresu jéj położyć. U celu nadziei, jeśli wyższego nie dojrzy, przesycona, kona z przesytu i znużenia. Jak namiętna chciwość, jak miłość namiętna, ambicja trawi i niszczy człowieka.
Na twarzy dotkniętego tą plagą, wyczytasz wewnętrzne duszy męczarnie, niepokój, zazdrość, i piekielne ciągłe pragnienie. Janek wyjeżdżał za miasto, kierując się ku Krakowu na chudym koniku, o niczém nie myśląc, nic otacza-