Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego wezbrania ciekawości. Scisk tylko we wrotach większy niż gdzieindziéj wskazywał, że przedmiot ciekawy znajdować się musiał wewnątrz kamienicy. Ale i tam cicho było, i gwar tylko tłumu chwytało wytężone ucho nowo przybyłych. Jedni powiadali sobie po cichu, że w domu tym mąż zabił żonę; drudzy, że żona zabiła męża; inni, że mąż i żona potruli swe dzieci; inni nareszcie, że schwytano złodzieja i t. p. Nic nie wiedząc i niewiele widząc, ciekawi przybysze uparcie naciskali się przed kamienicą, oczekując sami nie znali czego, a oczekując z cierpliwością miejskich próżniaków, dla których sprawą najpilniejszą, jest sprawa cudza, coby ich nic obchodzić nie powinna.
— A co? pytał gruby rzeźnik sąsiada swego szewca w skórzanym fartuchu — a co?
— A — poczekajmy no, to się cóś dowiémy.
— Ale jak myślicie, co téż to być może?
— Albo ja wiém! pewnikiem zabójstwo nowe. Biéda żeśmy przyszli tak późno, téraz się ani docisnąć, ani zobaczyć, ani dowiedziéć.
— A poprobujmyż no panie bracie! idźcie no tylko za mną, dobre mam łokcie, będę kuksał, przedrzémy się taki do bramy.
To mówiąc rzeźnik, począł na prawo i lewo tak robić rękami, tak dusić i popychać, że kilka kroków na przód się posunął; a szewc, korzystając z uczynionéj próżni, popłynął za nim. Piérwszy odzywał się do tłumu łokciami, drugi ustami, wołając: — Puszczajcie no mnie, bom tam potrzebny.
Nie bez wielkiego mozołu dobrali się jakoś do samych wrót, które pominąwszy, w gęstszym niż na ulicy był ścisku, uwięźli. Rzeźnik już nawet rady dać sobie nie mógł. Szewc przyszedł mu w pomoc, odzywając się coraz gło-