Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szą; niekiedy tylko wspomnienie brata i podejrzenia wywołane przez Skarbnika chwilami go trapiły. W istocie postępowanie Janka usprawiedliwiło złe o nim mniemanie: otrzymawszy bowiem czego żądał, zagarnąwszy spadek po Starościnie cały, osadziwszy Rządzcę w Żalickim kluczu, przybył z żoną do Warszawy, ale ani się ukazał u Marka.
Marek dowiedział się o nim, widywał go nawet zdaleka, ale nic nie mówił o tém żonie, aby jéj nie gryźć; sam zaś westchnąwszy po cichu, wylawszy łez kilka, usiłował zapomnieć, że miał brata. Nigdyby był za nic w życiu sam teraz piérwszy ręki do niego nie wyciągnął; nie żal mu było majętności wydartéj, ale bolało podejście i zdrada, upokarzało oszukaństwo.
Zresztą nie miał ku niemu nienawiści i przebaczał mu chętnie, mówiąc sobie w duchu:
— Biedny obłąkał się goniąc za groszem, niechże choć tego szczęśliwie używa.
Traf jakiś chciał, żeby w sąsiednim domu państwo Porębscy zajęli mieszkanie. Codzień więc widywał go z okna Marek, usiłując tylko jak mógł najdłużéj zakrywać go przed Anną; i nierychło też czeladź oznajmiła pani majstrowéj, o P. Janie. Anna w początku pobiegła do męża z oznajmieniem nowiny i chciała z nim iść do brata, ale Marek wziąwszy ją do alkierza, odkrył jéj prawdę.
Anusia popłakała trochę, pogniewała się, przebaczyła nareszcie, i z pewną dumą rzekła:
— Dobrze, dobrze — niechże sobie przywiązańszych od naszych i lepszych serc szuka. Daj Boże, żeby je znalazł.
Tylko Maciejowa przebaczyć nie mogąc, srodze łajała Janka, nie przy bracie wprawdzie, ale przed Anną, gdy go nie było w domu.
Państwo Porębscy, przybywszy do Warszawy, poczęli