Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 256 )

nił, czy chorował, czy się kochał, słowem nic a nic; opowiem tylko to, com się sam później dowiedział, i opiszę tu jeszcze na ostatku to, co się ściąga do poprzedniej mojej powieści.


W samą wigilją Bożego Narodzenia, przejeżdżałem zmrokiem, około porządnego dworu, z którego okien widać było światło; a z pobliskiej kuchni zziębłemu podróżnemu w nos zalatywały przygotowywanych potraw zapachy. Słychać było drzwi stukanie i wołania służących; a po tych zachodach domyśliłem się, iż tu obchodzono wigilją jeszcze po staropolsku.