Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 118 )

wszczął się w około, mnóstwo próżniaków i ciekawych, przechodzących i przejeżdżających zgromadziło się w około patrzeć na księdza — leżącego w rynsztoku bez zmysłów. Nadbiegł przemyślny żydek, w widokach korzyści, dewotka dla użalenia się nad bliźnim, młodzik dla uśmiania się do woli, a przekupki, żeby miały później o czém gadać. Ledwie przez ten tłum ściśniony dobił się Walery, posadziwszy Zosię w pojezdzie, do przewielebnego, i sutém pokropieniem wody, do zmysłów go przyprowadził. Oczy Plebana otworzyły się powoli, westchnienie jakby po dobrej kolacii słyszeć się dało z głębi piersi, błędny wzrok