Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie do naszego domu, zaczęło dziewczę rumieniąc się, zdajesz się szukać naszego... mojego towarzystwa, mówisz mi grzeczności... postępowanie mego wuja, wtajemniczonego w projekta pana nie pozostawia wątpliwości o jego zamiarach... pan chcesz się starać o moją rękę? Tak czy nie?
Major się coraz gorzej mięszał, obejrzał się na drzwi, jakby powoływał na pomoc Syksta, ale ten siedział na pierwszem piętrze...
— Pani... odparł major... muszę wyznać, że się nie mylisz... tak jest... pierwsze wejrzenie na nią, obudziło we mnie szalone, gwałtowne, pełne szacunku przywiązanie... W niem czerpię pewność, że mógłbym jej szczęście zapewnić.
— Bardzo panu majorowi wdzięczną jestem za jego dobre chęci dla mnie, ale zdaje mi się, że szczęście, aby niem prawdziwie było, musi być dziełem własnem i wyborem człowieka. Narzucić mu go siłą nie można. Muszę panu wyznać, że nie mam ufności w to, aby szczęście moje i pańskie w jakikolwiek sposób wspólnem nam być mogło.
Major się zmarszczył, mimo pozornego uśmiechu.
— Pozwól sobie pani powiedzieć także, dodał, że co się tyczy szczęścia i życia, my trochę doświadczeni ludzie, lepiej znamy jego warunki i trafniej odgadujemy przyszłość. Wypadałoby by więc spuścić się na nas i więcej ufać sercu, które...
Jadzia przerwała niecierpliwie.
— Chciałżebyś pan, mimo mej woli i przeciwniej czynić mnie szczęśliwą niby, a w istocie najnieszczęśliwszą? Zapewne w rachunkach pańskiego doświadczenia niepospolitą cyfrę zajmuje majątek, do-