Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sił on to jak nieuchronne ciężary powołania i nasapawszy się, nałajawszy, nakląwszy, powracał niezmożony do dawnego trybu poszukiwania. Ponieważ pan Sykst przywiązywał się do nabywania rzeczy niemających wartości dla wielkiego ogółu śmiertelnych, a zarobek stosunkowy na nim był nęcący, przemyślni i złośliwi najwięcej z niego korzystali. Oszukiwano go, ale w tym starym Krakowie, gdzie o zabytki nie trudno, i kędy ich naówczas, gdy pan Sykst poczynał nikt jeszcze tak bardzo nie cenił, znalazły się w istocie cenne rzeczy, które weszły do magazynów łowów i rupieci pana Syksta.
W ostatnich czasach pierwsze piętro kamienicy przedstawiało osobliwszy widok mało komu dostępny, prócz tragarzy, którzy znosili i ustawiali i Kunusi czasem wpuszczanej tu dla ścierania pyłów i pomocy staremu. Jadwisia wciskała się bardzo rzadko, korzystając z dobrego humoru wuja, ale pan Sykst tak się i od niej szydersko obraniał, tak śledził jej wejrzenia, taki był niespokojny widząc ją krzątającą się wśród swego muzeum, że nie chcąc mu czynić przykrości dobre dziewczę, mimo zaciekawienia co prędzej uspakajając starego, uchodzić musiało.
Kletki sklepione różnych rozmiarów, w których zbiór się mieścił, byłyby dla malarza wnętrzów szacownym materyałem do obrazu. Wciskające się wązkiemi okienkami światło, fantastycznie ozłacało posągi świętych z kościołów zrujnowanych ocalone, całe ołtarze, rzeźby, obrazy, wieka grobowe, figury, zegary, zbroje, tarcze, dywany, obicia, suknie porozwieszane, szafy rzeźbione, stoły złociste, krzesła o wysokich poręczach, misy, dzbany, porcelany, szkła, ty-