Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeci! trzeci! zawołał Sędzia, facećje, i dziw że tu, że pan tak źle wyglądasz, jak —
— Jak trup, — podchwycił sam nieznajomy z uśmiechem, nieprawdaż, że to pan chciał powiedzieć? Wszyscy znajdują, dodał obojętnie, że podobną mam twarz do trupiéj —
— Ja, ba! facećje — ja tego nie mówię, rzekł Sędzia mrugając na P. Józefa — ale proszę jeść.
Podano, nieznajomy usiadł i zajadał z pośpiechem, potém nagle jakby sobie cóś przypomniał, spiesznie położył widelec i nóż na talerzu, sięgnął ręką do kieszeni bocznéj surduta i spytał obracając się, Sędziego.
— Może mi pan zrobisz jeszcze jedną łaskę —
— Co? chcesz może kieliszek markebrüner? chętnie! tylko jedz pan wprzódy, żebyś czasem nie umarł.
— Nie, tego się pan niémasz co lękać, rzekł nieznajomy; — ale czy nie zechcesz kupić u mnie pierścionka. Głód i potrzeby nieodbite których niémam czém zaspokoić, zmuszają mnie do sprzedania go, chociaż mi jest bardzo drogim —