Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pół grosza. Mam prawda jeszcze złoty łańcużek od matki, ale tego nawet tobie oddać nie mogę. Ślubny pierścionek jest wielkąpamiątką, ale, pamiątkąnieszczęść moich, na cóż go mam nośić!
Spuściła oczy, opadły ręce i zamysliła się.
— Biedna! zawołał Karol z udaną czułością, niosąc niby rękę do otarcia łez, których oczy jego nie wylały — do czegożeśmy przyszli! — ja nędzarz, a ty —
— Ach! i nie kończ Karolu, krzyknęła kobiéta zatulając mu usta, nie kończ — chcesz że mnie tém zabić?
— Doprawdy! chciałbym, ale nie mogę, nie mam na to siły! Byłabyś szczęśliwszą. Pomyśl, jutro rano, co za chwila dla ciebie okropna, musisz wesoło udawać, opisywać kłamliwie dzisiejszéj nocy zabawy. Musisz go uścisnąć! myśląc o twoim Karolu, który zgrzytając zębami, bije gdzieś o kamień głową! Powiedź mi co warto takie życie?
Amalja spójrzała na niego, i łzy płynęły jéj po twarzy, zaświecił xiężyc i przejrzał się w téj czystéj rosie serca,