Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

procent? bo to w Żmudzi kiedy tak pożyczają to na dzięsiąty, ale jak tobie, że to niby mężowi, niechaj będzie na siódmy?
— Nic sprawiedliwszego.
— A wiele tobie potrzeba?
— Dukatów ze trzysta!
— Co! co! tak wiele! a cóż ty z niémi zrobisz?
— Naprzód, kocz, konie —
— Da, fiż, ani się waż! Ja tego nie chcę żeby my koczem jeździli, czy to my Marszałkowie, czy to my Hrabiowie! Ehę! kałamaszeczką!
— No, jak chcesz, ale same moje potrzeby! zostałem ze wszystkiego okradziony nie dawno, wszystkiego potrzebuję.
— Da cóż, surdut i frak kupić na tandecie?
— A! niepodobna! To jest zwyczajem na Żmudzi, że żeniąc się nic starego nie można, nic a nic, wszystko powinno bydź nowe, inaczéj szczęścić się nie będzie. Tak tedy miarkujesz moja droga, że od stop do głów oporządzić się, wiele kosztuje. Mianowicie, że nasze męzkie suknie bardzo są drogie!