Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

salony, i te co były, miały charakter poważny, surowy. Po większej części wzory posągów i monumentów, grupy z ciemnego bronzu: przez na wpół zasłonione drzwi do innych pokojów widać było gabinet pełen książek z stojącą lampą astralną na wielkim stole pokrytym zielonym dywanem.
Nic zresztą zastanawiającego, szczególnego, mogącego rzucić jakie bądź światło na charakter właścicielki. Na ścianach salonu kilka ciemnych rozwieszono obrazów. Chrystus wypędzający szatana z opętanego z jednej, Chrystus powołujący dziatki do siebie z drugiej strony; dwa portrety flamandskie prześliczne... po bokach.
W czarnych bogatą snycerszczyzną ozdobnych ramach dwa portrety, starego już mężczyzny, z listem w ręku i niemłodej kobiety z prześlicznem dziecięciem. W twarzyczce tej poznałem a raczej domyśliwałem się Emmy. O! jakże była piękna, jakże wymowne jej oczu spojrzenie.
Szelest tajemniczy jedwabnej sukni wyrwał mnie z dumań, odstąpiłem od obrazów; weszła. Pierwszy to raz widziałem ją w domu, w salonie. Miała na sobie czarną suknię, włosy gładko uczesane, żadnych błyskotek. Poważnie weszła do salonu i powitała mnie uśmiechem, ale smutnym.
Potem przybliżyła się do kanapy i spiesznie usiadła. Rozmowa musiała się rozpocząć od muzyki; ale była zimna i przymuszona.
— Pan znasz — spytała po kilku zboczeniach — pana Wrzoska? — To mówiąc wpatrywała się we mnie, chcąc podchwycić pierwszą myśl, jaką to imie na moją twarz wywoła.
— Znam go — odpowiedziałem — jest to stary przy-