Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dywanikiem, zamiętem prześcieradłem, poduszeczką bez nawleczki i kołdrą wełnianą bez barwy wyraźnej. Nigdy ono nie było słane, a dzień i noc Marceli na tym barłogu przepędzał, tarzając się w pierzu, przylegającem do jego sukień i wkręcającem się we włosy. Obok był pod oknem stolik zarzucony książkami i świstkami papieru drobnemi, na których pisał uczone swoje notatki drobnym i nieczytelnym, niezmiernie ścisłym a pokręconym i w skróceniach charakterem.
Nie wiem czy umyślnie rozcinał papier na tak małe zrzynki, czy je zbierał u nas (bo był bardzo skąpy), ale inaczej, tylko na drobnych świstkach, nie pisał. Pełno ich było wszędzie, po książkach, na stoliku, pod stołem powiązanych sznurkami w paczki. Zresztą, prócz naukowego przyboru, książek, nic tu nie było; wszystko okrywał pył i brud niezmierny. Nigdy nie zamiatano u Marcelego, nigdy nie otwierano jedynego okna wychodzącego na dachy, sam także nie wiem czy się kiedy umywał. Maleńki stołeczek pomagał garbusowi do włażenia na łóżko i złażenia z niego; co zresztą, pomimo swego kalectwa, bardzo zręcznie odbywał.
Rafael stał z innymi w wielkiej izbie, gdzie kilku miało łóżka i stoliki swoje. Wszystko co go otaczało, co należało do niego, miało w sobie jakiś wdzięk, jakąś powierzchowność miłą i czystą. Lubił kwiaty a nie mogąc ich hodować, stawiał je zerwane przynajmniej na stole. Nad czystem jego łóżeczkiem wisiał obrazek Matki Boskiej, palma Kwietnej Niedzieli, wizerunek patrona, a dalej minjatura matki, która zdawała się patrzeć jak anioł opiekuńczy na ukochane dziecię swoje.
Po modlitwie do Najświętszej Panny, oczy dziecka zwracały się zawsze ku matce, i wieczna łza zawieszona