Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja zaraz odchodzę. — Pani Emma rzuciła książkę i zbliżyła się ku mnie. Jasieńko ociężałe wznosząc powieki, nieznacznie się uśmiechnął.
— Trafiłeś pan — rzekł powolnie — na trzeci i ostatni akt poobiednego odpoczynku, to szczęście. Mogę już mówić. Trzeba bowiem żebyś wiedział, iż trawienie jest mozolną pracą, która wedle reguł odbywać się powinna. Pierwszy akt tego gastrycznego dramatu jest niby przygotowaniem, ekspozycją. Drugi zajmuje wszystkie władze, ogłupia człowieka i wprowadza całą duszę do żołądka. W trzecim jesteśmy nieco wolniejsi, bo z gruba obrobiony materjał już się zamienić musiał w tę masę jednorodną, z której pożywny chyl się wyrabia.
Pani Emma parsknęła przymuszonym śmiechem.
— Otóż i nczona teorja! — zawołała spoglądając na Jasieńka.
— Wszystko może i musi mieć teorję swą — odpowiedział poważnie gastronom. — Użycie wszelkich darów przyrody wedle pewnych odbywać się musi prawideł, jeśli chcemy z nich tak korzystać, aby żadnej pruszynki przyjemności nie stracić. A tak powinniśmy. Jedzenie jest jedną z najwyższych życia rozkoszy, ale potrzeba umieć jeść i trawić.
— Mąż mój mógłby być profesorem w tym przedmiocie — przerwała Emma i spojrzała na mnie usiłując udać wesołość.
— Jestem zaledwie uczniem, zwłaszcza co do rozdysponowania stosownej ilości, jakości i następstwa potraw. Francuzi i Anglicy są mistrzami w tym względzie. U nich to wszystko wyrozumowane, nam pozostaje uwielbiać ich i naśladować. Dotąd karmiliśmy się, żarli, obżerali, aleśmy nie jedli. Karmić się a jeść, to wcale