Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kitach, okiem tylko pościgniona. Szczęście jest w siódmej gdzieś sferze, w niebieskich eterach Platona, w ognistym Empireju, nie szukajmy go tutaj nadaremnie.
Bądźmy wielcy, bądźmy olbrzymami, bądźmy czyści, odrzućmy z siebie ciało, abyśmy mogli dolecić kiedyś do tej gwiazdy, którą tylko widzieć ztąd można. Tu nie ma szczęścia, tu jest obowiązek do spełnienia, kielich do wypicia, męczeństwo do odważnego przeniesienia i... jedyna pociecha... nadzieja śmierci i innego gdzieś szczęścia... w lepszem życiu.
Kto zapisał sobie na czele drożnika swego: szczęście, ten nie znajdzie nawet pokoju i wiecznie tylko narzekać będzie. Narzekanie jest dowodem słabości. Precz z dziecięcem narzekaniem i kobiecemi żalami! precz z głupiem marzeniem szczęścia! niech się niem bawią dzieci.




Wieczorem.

Odczytuję com zrana napisał; potrzebuję się przejąć tą prawdą wielką, a w głębi serca jeszcze mam pozostałość jakąś słabości, jeszcze kole niedotrawiona nadzieja. Smutne życie, ciężkie życie, starajmy się uczynić je użytecznem ludziom, starajmy się podnieść moralnie nad egoistyczną namiętność.
Kazanie! prawię sobie kazanie!
Dwa głosy szemrzą w głębi duszy mojej.
Jeden mówi mi o cnocie, drugi o szczęściu zawsze, o tej bajce niańki, którą ludzi zwodzi, którą mnie zawiódł już dawniej. Nawet w głębi człowieka życie objawia się sporem i walką. Te dwa głosy z jednej duszy