Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się spełniło? Co było, to jest i będzie zawsze... nie smućmy się.
Wszystko co wielkie, co wieczne, pogodne jest i wesołego oblicza; znikomość i doczesność cuchnie padłem i gnije; co z ducha było, nie umrze; co suknią ducha, opada jako szata. Ziemia nie płacze ludzkim pogrzebom; bo w tejże chwili obchodzi czyjeś narodziny. Śmierć i życie mieniają się jako pogoda i chmury. Spełnione przeszłości są złamaną orzecha zjedzonego łupiną.
Pamiętajmy, uczmy się, uwielbiajmy, ale nie płaczmy; bo łzy nie posuną nas ani o włos dalej.
Kląkłem na ruinach i pomodliłem się wielkości Boga, nicości nieśmiertelnej człowieka; niezbadanym wyrokom losów ludzkości... Ruiny i kolebki... Co się stało, było potrzebnem i koniecznem; co koniecznem, jest dobrem.
Wolałem więc, niżeli się smucić, wejrzeć z nową radością na nieśmiertelny świat Boży, rzekę, niebiosa, księżyc i całą piersią pociągnąć czystego wieczornego powietrza.
Co za szczęście! co za szczęście! Widok świata, uczucie miłości nieopisanej, uwielbienia, wdzięczności. I znowu miałem łzy moje na oczach, ale nie smutne łzy po przeszłości, łzy rozrzewnienia... ten najostateczniejszy wyraz uczuć nie mogących się już wylać inaczej, ani słowy, ani wejrzeniem, tylko łzami!
Jakże ona była piękną!
Stała o krok tylko odemnie, tuż blisko. Jakby naumyślnie los ją tam postawił (nie wiem, czemu go uparcie zowią ślepym!) tuż, pod oczyma mojemi, by mi nic w tej chwili do szczęścia nie brakło. Ona także patrzała, dziwiła się, nasycała, ale jakoś smutnie.
Byliśmy połączeni braterstwem uczuć pokrewnych...