Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak wulkan leje z piersi swych lawę. Lawa ta zastygła, skostniała i zimna leży teraz przedemną. Możeby potrzeba ręki pracowitej wyrobnika słowa, żeby ją wypolerować i coś z niej zrobić do ludzi.
Jak to opisać, co się dzieje ze mną? To uspokojenie w nadziei, to uszczęśliwienie jednem niczem, tę miłość całego świata, to pobłażanie serdeczne, to politowanie bez granic, to miłosierdzie, tę gotowość ochoczą na ofiary.
Jak opisać moje szalone uwielbienie cudów stworzenia?
Wczoraj chodziłem sam jeden z myślą moją do Zakretu. Wpatrywałem się w pierwsze rozkwitłe, wątłe kwiatki wiosny i z rozkoszy płakałem, poglądając na ich śliczne sukienki, na nietrwałe ich a nieśmiertelne ubranie. Zerwałem com znalazł i cisnąc do piersi, biegłem z niemi pieścić się i cieszyć nad Wilją. Tam widok się uzupełniał. Usiadłem... Co to był za obraz do koła; co za barwy obłoków, różowych, sinych, złocistych i liljowych, piętrzących się ogromnemi masami, to znów rozbijających w drobne bryzgi ogniste, siatką złotą wierzchy niebios opasujące, jaka cisza w powietrzu, przez którą płynęły śpiewy ptasząt świeżo nam zwróconych. U stóp moich rzeka jasna jak niebo! nad głowami chmurki lekkie, zdało się anioły, co leciały nucić hosanna u Bożego tronu; dalej ciemniejące i zieleniejące drzewa. A wonie ich, a barwy obrazu, a dźwięki tej ciszy! O Boże! czemużeś człowiekowi nie dał języka na uwielbienie tych tworów, na wylanie z piersi wezbranej wdzięczności, czci, podziwu, rozkoszy!
Jakbym pierwszy raz w życiu je ujrzał, witałem kwiaty, co znowu ziemię odziewać poczynały.
Mój Boże! co to za głupi pedanci ci ludzie, co po-