Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zamek z dziedzińcem wielkim w pośrodku, na który się wjeżdża sklepioną bramą... cały otoczony wewnątrz gankami, galerjami, słupami, okrytemi bluszczem i winem. W rogu wieżyczka rzeźbiona jak sztuczczyk do igiełek... Co to musiało go kosztować!
W dziedzińcu zastaliśmy pełno różnorodnej służby, czysta maskarada, angielscy jokieje, murzyn, liberja w kamaszach, jakichś dwóch niby Greków, kozak... A szumno a wrzawliwo... a wesoło i nie karnie...
Stefan tryumfując prowadził po wschodach na pierwsze piętro. Wszędzie znać starą budowę, tylko umiejętnie zrestaurowaną... dlatego pokojów dużo, ale rozmiary ich małe. W przedpokoju — jakby tego było nie dosyć cośmy widzieli w podwórzu, zastaliśmy jeszcze sług ze sześciu, na ławach siedzących...
W sieniach pełno osobliwych myśliwskich przyborów... Ztąd weszliśmy do sali, wybitej skórą złoconą i paradnie przybranej, a z niej do salonu wielkiego, po za którym jeszcze ciągnie się szereg pokojów. Wielki salon — Kafarnaum!! Czego tam niema! opisać go trudno.
Jednakże choć sprobuję go sobie przypomnieć... Naprzeciwko wnijścia uderzył mnie komin marmurowy, przepyszny, widać z Włoch sprowadzony, z ra-