Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mówi ślicznie, ale co za talent słuchania — qu’elle intelligence! Rozumie a demi mot... Zgaduje... odczuwa.. Taką mieć przyjaciółkę...
Examinowała mnie tak zręcznie, żem przed nią nic utaić nie mógł, nawet Wlasch’a. Niesłychanie była go ciekawą, kazała mi go sobie opisywać, i wyznała, że byłaby mi bardzo, bardzo wdzięczną, jeślibym go potrafił ściągnąć do ich domu...
— Lubię excentryków i zagadki — to nadaje życiu interes... ja się nudzę w tem mojem wdowieństwie.
— Ależ kochanej kuzynce nic łatwiejszego jak wyjść z niego...
— I drugą w życiu popełnić omyłkę — rzekła — pas si béte. Raz mnie wydano za mąż, teraz się już ja sama wydam... et a bon escient. — Westchnęła...
— Żebym miała ciągle u boku takiego miłego przyjaciela i kuzynka... tobym nie narzekała! dodała... a tym czasem póki tu jesteś, biorę cię w kontrybucję...
Nie mogłem się wymówić i od herbaty en téte a téte. — Dziwnie bo miła, zajmująca i tak bez żadnej tej przesadzonej pruderji, że z nią można mówić o wszystkiem.. Sama o sobie powiada — qu’elle est trés bon garçon! I prawda... Dla mnie to ma urok nowości. Ta biedna Liii... niesłychanie była, przesadzenie,