Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

giego dnia postępując sobie z równą ostrożnością, wyszedłem także z nędzną bardzo wygraną. Zaczynało mnie to nudzić i niecierpliwić — alem się trzymał na wodzy.
Czwartego czy piątego dnia, zajmując moje miejsce zwyczajne — spostrzegam na przeciwko mnie — żywego... Naboba z Chełmicy — a obok strojną, wesołą, z oczyma błyszczącemi pannę Arję — którą do stołu prowadził hrabia Pepola. Z daleka pocięli już mnie witać.
Było to — młode małżeństwo, które miodowe miesiące spędzało w podróży i z San Remo zrobiło małą do Monaco wycieczkę.
Arja kazała sobie mężowi dać pieniędzy i zaczęła stawiać zapalczywie, Nabob też sypał garściami — oboje wygrywali.
Wstyd mi się zrobiło gry mojej ostrożnej i studenckiej, zwłaszcza, że hrabina coraz to na mnie szydersko spoglądała i żartowała i podbudzała. — Nabob wygrał był właśnie kilkanaście papierków tysiąc-frankowych i zabierał je do kieszeni ściskając w garści jak siano, gdy ja także wygrawszy kilka — wyexasperowany puściłem się za ich przykładem...
Serja czerwona szła dotąd cudownie.. Wygrałem jeszcze raz i byłbym cofając się ocalił, gdym usłyszał