Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gikę, wymaga harmonji, potrzebuje nauki. Tu mnóstwo rzeczy... ale jak siano koniowi rzucają te przysmaki. Trafiłem na rodzaj sera d’une finesse adorable, nieumiano powiedzieć ani nazwiska jego, ani jenealogii, c’est monstrueux. Przewrócili cały dom zatem i nicem się nie dowiedział. Coś w rodzaju naszej bryndzy, ale daleko wyższego smaku, d’un haut gout merveilleux. — Herbatę tylko staruszka w serwecie gotuje, wcale dobrą i melange niepospolity. Ja i Emilia, która też w domu nawykła do kuchni rezonowanej, jedliśmy z pewnem przejęciem. Wlasch pakował co napadł, a Aria nie wiem, czy wiedziała, czem się karmiła... Spytała mnie, czy mi się śniły jej książki?
— Prędzej piękna ich właścicielka! przerwała Emilia.
— A może przyjaciel Gustaw? wtrąciła złośliwie Aria.
— Wszystko razem — dodałem, nie wyjmując murzyna...
Z mojego zajęcia serem, śmiała się dziwnie... ale niemiło odbił się we mnie ten uśmiech jej szyderski. S’il y a quelque chose de serieux dans la vie — c’est l’alimentation...
Około południa nadjechał Gucio znowu, sądzę, że nie spodziewał się mnie zastać tu. W pokojach nie