Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

soyez en sur. Ale któż winien tym, co sami własne zaniedbują interesa i dają się drugim wyprzedzać. Nonchalance nie do darowania... I trzeba ci było samemu tego wiercipiętę przywozić.
— Narzucił mi się — chociaż nie spodziewałem się zdrady, formalnej zdrady.
— Niepotrzebnie go obwiniasz — rzekła — sam winieneś najwięcej.
— Niech i tak będzie.
— Zabaw tutaj — dodała. Wlasch cię będzie prosił — bądź pewny. Ja się tu śmiertelnie nudzę... Człowiek dziwnie ekscentryczny, którego znając nawet dłużej, nigdy się nie zna zupełnie... Mięszanina osobliwa wszystkich wpływów jakie w życiu nań działały. Aria dobre dziecko, ale pieszczone i samowolne — czuje się królewną.
— A kiedyż wesele? zapytałem śmiejąc się.
— Czyje?
— Całe miasto mówi, że pani Emilia wychodzi za Wołocha...
— A ja mówię, że sama nie wiem co zrobię. Nie prawda, słowa nie dałam... Oświadczał mi się trzy razy. Aria u nóg moich klęczała... odłożyłam słowo ostatnie do bliższego poznania... Powiedziałam mu z góry, że się lubię bawić, że potrzebuję towarzystwa i jestem kokietką...