Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
25. czerwca.

Wybrałem się z rana, nająwszy powóz i Florka z sobą, na przypadek — dzień mi się poszczęścił piękny i niegorący... Przez całą drogę rozmyślałem... nad dziwnym składem okoliczności... Gdym przybył i poprosić kazał o pokój gościnny dla przebrania się, dano mi już nie ten, co pierwszym razem, ale drugi, skromniejszy. Tamten był zajęty... nie umiano mi powiedzieć przez kogo... Florek doniósł mi wkrótce, że w nim od dwóch dni Gucio mieszkał... Zastałem też panią Emilię — a zatem nie będziemy sami...
Gdym zszedł do salonu, całe już towarzystwo było w nim zgromadzone... Wlasch siedział przy Emilji, a mój przyjaciel przy pannie Arji. — Zrobiłem wrażenie posągu Komandora w Don Żuanie. — Gospodarz uprzejmie wy szedł naprzeciw, panna ironicznie się uśmiechnęła, Gucio podbiegł nadzwyczaj rozczulony. Wypadło mi wdziać maskę obojętności i chłodu, i zdaje mi się, że ją dobrałem doskonale...
Dla figla przyjacielowi przysunąłem się do panny — Emilia zmierzyła mnie oczyma, w których się malowało podziwienie jakieś i niepokój. Wlasch, jakem się tylko umieścił przy jego córce, wrócił do pięknej kuzynki, która cichą zabawiała go rozmową... Jakkolwiek zajętą nim była, postrzegłem wkrótce, iż się niepokoiła mną i zwracała często, spoglądając ku