Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nareszcie zjechała się familja — doczekałem się kochanej Mamy, która z żalu do staruszki łez nie mogła utulić. Nadjechała z jakąś panią i Wanda. — Starosta być nie mógł. Z reszty familji ubogiej, bliżsi się przywlekli... C’etait profondement triste et miserable.
Proboszcz czy na złość, czy niewiem z jakiego powodu, ściśle się trzymał rozporządzenia kasztelanowej, i pogrzeb był dla nas upokarzający... Chcieliśmy już na to łożyć sami; uparł się, iż na łożu śmierci tak a nie inaczej dysponowała... Mowy pogrzebowej zakazała... Trumna prosta sosnowa. Do katafalku dwudziestu świec nie było... Stypy żadnej.
Nazajutrz przystąpiono do inwentarza. Będąc już na miejscu — zostaliśmy do końca. Wałkowska mniej więcej wskazać mogła gdzie czego szukać, choć i ona nie wiedziała dokładnie jak się okazało. W złocie, srebrze, banknotach i na niewielu wexlach bardzo pewnych zsumowano, wszystko przetrząsłszy, do ośmiukroć sto tysięcy... Majątek lekko wart drugie tyle, choć ohydnie opuszczony. — Panna Wanda więc jest dziś książęcą partją, ale wyjdzie pewnie za zagorzałego patriotę.
Nie zbliżałem się już prawie do niej, choć wcale dla mnie była grzeczną i sama parę razy zwracała się do mnie. Zdaje się, że wypiękniała... Mama nie-