Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ożeniłbym z nią choćby Tartakowskiego, choć taki baron z kancelarji namiestnika — c’est si peu de chose!
Cały ten dzień dla mnie był jakiś nieszczęśliwy — pożegnałem Iwińskich i hr. Ferdynanda u Belli, (a i ta mi ładne oczki robiła) byłem u hr. Sylwestra, słowem zbyłem się wizyt, bo nawet księdzu prałatowi zostawiłem bilet, — przychodzę do domu i zastaję Stefana.
Chodzi po pokoju między tłumokami, które Florek pakuje i klnie paląc cygaro.. Zobaczywszy mnie rzucił się jak na pastwę.
— Co to jest, myślisz wyjechać?
— Tak jest, niezawodnie...
— A ja ci mówię, hrabio kochany, że nie pojedziesz...
— To ciekawe...
— Dla tego nie pojedziesz, że musiemy być u Wlascha... tak nie można pannie milionowej dać odkosza... mnie skompromitujesz! Pocóżem cię tam u djabła woził... Nudził mnie.
— Mój kochany Stefanie — zawołałem zniecierpliwiony, rozwiedź się z żoną, jeśli chcesz, ożeń się z panną Arją, ale mnie daj pokój. — Ściskać mnie począł — prosić, błagać — abym raz tylko jeden pojechał z nim jeszcze. — Nie było już innego spo-