Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a dziwnie majestatycznego oblicza, jakby w nim Duch Święty mieszkał, przezeń mówił i kierował nim. Coś wielkiego i potężnego wydawało się w każdem jego słowie i ruchu, a co dziwniejsza, że, jakem się nieraz o tem przekonał, miewał przeczucia, proroczo widział, co się stać miało.
Z samych kart i opowiadania, dobrze wprzódy, nim pod Wiedeń przybył, nim opatrzył pozycję, mówił już zgóry, gdzie obozem stanie i skąd nieprzyjaciela atakować będzie, ciągle o Kalenbergu powtarzając, aż się ludzie dziwowali. Chodził, mówił, rozkazywał, jakby w świętej jakiejś gorączce nie zastanawiając się i nie potrzebując namyślać się, ani poprawiać.
My, cośmy osoby królewskiej bliżej byli, tylkośmy podziwiali go, a wkońcu uwierzyć musieli, że tam boża prawica nad nim spoczęła. Jako był wyszedł z kościoła po onem błogosławieństwie w Krakowie, a potem z celi ks. Dąbrowskiego, tak już na chwilę teraz nie zwątpił, nie zawahał się. Nie można wypowiedzieć, jak ta jego pewność wszystkim serca ogromnego dodawała, i nawet z ludzi poślednich czyniła rycerzy.
Niemało się też i ten pochód, przed tryumfem już tryumfalny, przez Śląsk i Morawę, przyczyniał do utrzymania króla na duchu, bo go zbawcą chrześcijaństwa całe ludy proroczo witały, jakby objawienie tego posłannictwa bożego wszystek świat przedtem miał.
Przychodziły mu też to te, to owe myśli pośród ciągnienia, jak ze snu przebudzonemu i jakby z rozkazu z góry. Jednego poranku wstaje w namiocie, gdziem i ja blisko był. Słyszę, wołanie się rozlega: