Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaszło było na Turków, a ci już, złamani, uchodzili, przeto i Niemcy wprzódy od nas obóz opanowywać zaczęli. Około wpół do siódmej na półzegarzu król wtargnął samym środkiem, kędy stały wezyrowskie namioty. Zaraz mu tedy, jako zwycięzcy, młody Turek poddał onego konia wezyrowskiego, osiodłanego, jakoby nań czekał tylko, inni przyszli ukazywać, gdzie były główne namioty Kara-Mustafy i wyprawiono jazdę, aby je zajęła, bo się niedarmo wielkich łupów spodziewano, i bał się król, żeby wojsko się dla zdobyczy nie rozprzęgło, a Turcy na rozproszonych, opamiętawszy się, nie wrócili. Kazano więc stać wszystkim w gotowości do boju i nie tykać niczego. A był ten obóz i samo owo wezyra mieszkanie w nim, istnym cudem.
Jednakże gawiedzi, ciurów i pachołków tegoż wieczoru od łupieży nie było można wstrzymać. Wszystko stało otworem, a skarby niezmierne były i osobliwości. Jeszcze nasi, jak nasi, ale około namiotów egipskiego baszy, Dunwal dobrze się, słyszę, pożywił i obłowił tejże nocy. Opowiadał Dychawka, com też nazajutrz oczyma własnemi oglądał, iż Turcy, widząc się zgubionymi, wielkie na więźniach i kobietach, które z sobą mieli, popełniali okrucieństwa. W namiotach, około wezyrowskiego, pełno było niewiast z poucinanemi głowami, z poprzebijanemi piersiami, pozabijanych lub poranionych strasznie, które potem leczono i kilka z nich się przy życiu utrzymało.
Jedno chłopię, bardzo śliczne, ale szkaradnie porąbane, przyprowadzono też królowi.
Kiedyśmy już około siódmej obóz zajmowali, do Wiednia jeszcze z dział tureckich strzelano; wi-