Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzialność tym co go wydali. Tak postanowił Kanonik, lud wszakże nawykły biedz do niego po radę, obległ go, wybłagał, zmusił do przemówienia słów kilka... Zdaje się że na to tylko oczekiwano i jednego ranka papier z konsystorza pieczęcią zwiastował mu suspensę a rozkaz zdania probostwa nowemu administratorowi. Przypadło to właśnie ró wnocześnie z podróżą ks. Wikarego do miasta i ex-kapelan pałacowy zmuszony został, przyjąć administracyą.
Gdy rozkaz ten nadszedł, Kanonik zrazu jakoś oczom swoim nie wierzył; łza mu się zakręciła w oczach, popatrzał na lipy i domek, na kościołek... i poszedł do siostry.
— Siostruniu kochana, — rzekł przybierając ton wesoły. — kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże zsyła. Dostaliśmy i my krzyżyk z łaski Jego... ale go trzeba nosić błogosławiąc... Odebrano mi moje probostwo... Ale to nic... to nic... Jam już stary... Dworek najmiemy w miasteczku, przecie mi na kościołek patrzeć, i w moim drogim modlić się nie zbronią... Plebania nawet była wilgotna... ty byś była dostała reumatyzmu... a mój by się pogorszył...
Staruszka rozpłakała się, zakryła oczy rękoma, lecz prędko niechcąc brata rozrzewniać bardziej utuliła się, łzy zostawiając na noce samotne.
Wieść o odjęciu probostwa Kanonikowi rozeszła się szybko i zrodziła oburzenie, zdziwienie, potem wywołała większe niż kiedykolwiek oznaki miłości i szacunku powszechnego, które stokrotnie za doznaną krzywdę zapłaciły. Włościanie z okolic, mieszczanie, lud, szlachta, płynęła na probostwo ofiarując usługi, pomoc i współczucie serdeczne... Niestety — gorące