Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napróżno go Margocki łagodził, co powiedział to szlachcica jeszcze bardziej rozwścieklało. Od słowa do słowa, jak zaczął temi infamisami sadzić, Margocki mu drzwi pokazał, bo był w pasyi. Czółkiewicz poleciał i zrobił awanturę hrabiemu, który w cały swój majestat uwinąwszy się wytrzymał atak z zimną grzecznością, na ostatku gdy mu Czółkiewicz począł dopiekać, zawołał kamerdynera i kazał lokajom wyprowadzić natręta...
Szlachcic silny, lokajami jak gruszkami cisnął o podłogę, stłukł zwierciadło, zgruchotał dwa krzesła i wyszedł odgrażając im. Jakoż rozpoczął proces i wypowiedział sumę natychmiast. Położenie było groźne. Inni wierzyciele jakby się ze snu pobudzili sypnęli pozwami o zaległe procenta i kapitały, których termina minęły od dawna.
Zdaje się że Czółkiewicz zawczasu rozgłosiwszy bankructwo, pobudzał do tego. Pozwy i areszta sypnęły się jak grad. Margocki głowę stracił. Widząc to, nadzwyczaj z niego niezadowolniony hrabia wyprawił natychmiast po adwokata Fellera, który jego interesami prawnemi zawiadował. Feller przybył, miał on dawne obowiązki względem rodziny. Człek to był stary, wystygły, rachmistrz nielitościwy, — nie pojmujący by w rachuby cyfr co innego nad cyfry wchodzić mogło. Z rozkazu hrabiego poszedł zrewidować księgi i przekonać się o stanie interesów.
Po ścisłem wyliczeniu długów i szacunku dóbr, okazało się iż majątek stopniał, i że kapitały i procenta należne pokrywały go zupełnie... Hrabia oczom i uszom wierzyć nie chciał... Feller przyniósł wyciągi i przekonał go że wszystko było straconem.