Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ktował surdut, obawa tradycyjna przed jaśnie wielmożnym — frak i ową znowu nieśmiertelną rękawiczkę białą. Pociągnął kabałę na frak, — nie wypadła, los więc oświadczał się za surdutem. Rodziły się zatem skrupuły. Hrabia był niesłychanie dumny, był szambelanem bodaj dwóch dworów, kawalerem kilku wysokich orderów, miał gwiazdę... Ostójski uczuł się tak niepewnym iż musiał zwierzyć się siostrze...
Panna Klara wysłuchała petycyi milcząca i głęboko zadumana — nie wydała wszakże natychmiastowego wyroku, ważyła długo co za i przeciw powiedzieć się dawało.
— Widzisz, kochany bracie, — odezwała się złagodzona względem niego wdzięcznością za to że ją do rady wezwał, — widzisz... to pan z panów... i twój bądź co bądź chlebodawca, siedzisz na jego majątku... znasz dumę... włóż frak...
Byłby Cześnikiewicz włożył go niechybnie, gdyby z wielkiej gorliwości o to aby się wydał świeżym choć nim nie był, nie wzięła go w opiekę panna Klara i nie postanowiła odprasować. Żelazko było gorące bardzo, służąca weszła pytać o rozkazy, zbyt długo pozostawione na pole fraka... spaliło ją najnielitościwiej, do dziury.
Rozpacz panny Klary odmalować się nie daje, chociaż ona nic nie była winną, tylko ta głupia służąca która weszła nie wporę i stała się katastrofy przyczyną. Drugi z rzędu frak — nader podżyły i o białym dniu nie możebny, sługiwał tylko na te baliki i wieczory w sąsiedztwo gdzie zawsze sosem oblewano i świece kapały. Przy świetle był jeszcze uchodzący,