Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kał na myśl o Wojżbunach. Czasem lada słówko przy padkiem wyrzeczone, imię podobne, twarz, najmniejsza okoliczność, nawet polowanie, przypomniało Wojszczankę... oczy zaraz spuszczał, i widać było, że się jeszcze z sobą nie pogodził.
A gdzie już, gdzie za nami były lata naszej młodości!
Trafił się ubogi chłopak jakiś, tyle tylko, że Wojżbuna mający nazwisko, w żadnem nie będący pokrewieńswie z tamtemi: Książę go na dwór wziął, do wojska promował, jurgielt naznaczył i o własnem dziecku pamiętał.
W Rabce zaś, Wojżbunów dawno już ani śladunie było. Wojski w parę lat po tych naszych nocnych odwiedzinach zmarł; panna Filicja, jak mówiono, folwark zaraz komuś sprzedała i z okolicy się wyniosła bez wieści. Głucho coś mówiono o tem, jakoby do Wilna poszła i do klasztoru wstąpiła.
Gdyśmy po długiej naszej niebytności powrócili do Nieświeża, któregośmy się prawie oglądać już nie spodziewali, drugiego dnia mnie Książę posłał do Rabki o Wojżbunach się wywiadywać, gdyż o śmierci starego mówiono ni to ni owo. Pojechałem do szlachcica co wioskę kupił, ni przypiął ni przyłatał się go czepiając, aby się nieznacznie prawdy dowiedzieć. Wróciłem z czem pojechałem, bo nowy dziedzic od plenipotenta nabywszy folwark, o bożym świecie nie wiedział. Powtórzył mi tylko, iż od ludzi słyszał, ut fama fert, że panna Felicja zaraz po zgonie ojca do klasztoru wstąpiła.
Tylem mu przywiózł, ale to go nie zaspokoiło; powiedział mi, iż da sto czerwonych złotych temu, kto mu się dokładnie dowie, co się z Wojżbunówną stało. Ale to już były stare dzieje, i żeby dwieście książę obiecał, niktby się na nie nie pokusił, chyba kłamstwem, a jabym ich też nie zrobił, gdyby nie przypadek.
Pojechawszy do Wilna za sprawą książęcą, a był czas gorący, skorciało mnie licho, zmęczonemu, chło-