Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

my się... a kto nie wypije! tego w cztery kije... panie kochanku...
Poniatowszczuka precz zmieciemy z tronu, tron po nim opaskudzony wyszorować. Dać mu dwieście złotych, niech na folwarku pisarzuje, bo rękę ma dobrą, gryzmoli niczego...
W Albie port uczynimy, panie kochanku... Turcy tu będą po świninę przyjeżdżać a Hiszpanie po dziegieć, którego w domu nie mają... Przywiozą nam fig dla szlachty, a pomarańcz dla panów senatorów... i różków dla dzieci... Kurdesz nad Kurdeszami!...
Czemu nie gra muzyka, panie kochanku, struny im popękały czy ręce? Światła pogasły... Noc, a ja boso... panie kochanku... Kto żyw ratuj! gdzie cholewy moje? Co to? Eperiesz? Wenecya? Nic nie widzę...
Niech mi zaraz Trales zasłonę z oczów ściągnie... albo, albo... dam mu miasteczko i wsi dziesięć dożywociem... mało? dodać cegłę złotą i jednego apostoła... ale Judasza... niech zna Radziwiłła... Jak mu się nie uda... ściąć szołdrę na rynku... panie kochanku.
W tem, gdym już sądził, że koniec temu straszliwemu dyalogowi z losem, głos się odmienił.
— Zchodzę bezpotomny! Tyś temu winna, ty... coś mnie przeklęła! Za ciebiem się męczył życie całe, i umrzeć spokojnie nie mogę... Prosiłem na klęczkach... nie chciałaś przebaczyć, a gdym winę popełnił... przy zmysłach nie byłem. Felisiu... serce moje... przez cię ginę.
Zaszlochał, przebudził się i jak przestraszony krzyknął:
— Jest tam który? hola!
— Glinka, Mości Książę.
— Co to jest? która godzina? — począł żywo? — może ja co przez sen mówiłem? Wody mi daj! pić się