Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Byłem i pewnym siebie, i wątpiłem zarazem; chwilamibym przysiągł, tom się wahał. Po chorobie nie bardzo wierzyłem oczom. Postanowiłem ją wybadać.
Febra też nie ustąpiła zaraz, choć mnie jakąś goryczką okrutną, żółtą, gęstą i brzydką poili ciągle, tylko się po trosze paroksyzmy zmniejszały. Drugiego dnia, gdy mi się ciągle ta Wojżbunówna roiła, ozwałem się do siostry siedzącej przy mnie, pytając jak jej było na imię.
— W zakonie Marja — rzekła i popatrzała na mnie uważnie. — Gdzieś ja waćpana widziałam, ale niepomnę gdzie?
— I mnie się to zdaje — odparłem — ale gdybyś siostra była tą, którą sądzę, łatwobym powiedział gdzie i jak, i kiedy widzieliśmy się. Mnie się zdaje, jakbym przed sobą miał pannę Felicję Wojżbunównę, córkę Wojskiego z Rabki Czerwonej.
Zarumieniła się, wzdrygnąwszy na to imię, zawahała nieco, ale wnet dodała śmiało:
— Tak jest, byłam nią, byłam, ale dziś sługą jestem Bożą i ubogich sługą... w zakonie Marja.
Spuściła oczy, milczeliśmy.
— Nie ma więc już tu co przeszłości przypominać — rzekłem — alem ja pannę Wojszczankę oglądał we dwu godzinach jej życia, których do zgonu nie zapomnę.
Zaczęła drzeć, łzy jej się z oczu potoczyły, porwała za chustkę, ale nie rzekła słowa.
— Byłem tego nieszczęsnego wieczora w Rabce, za który Książę nasz do dziś dnia pokutuje i zapomnieć go nie może. Prawda, żem patrzeć nie chcąc na to co się działo, uszedł z placu. Byłem i tego wieczora, gdy przyszedł sam ze mną prosić o przebaczenie i o rękę waćpanny, a obojgu otrzymać nie mógł.
Zdawało się, że siostrze Marji słów zabrakło, łzy się tylko po cichu toczyły na złożone ręce bia-